Pielęgniarki z parczewskiego szpitala walczą o podwyżki

Pielęgniarki i położne ze szpitala powiatowego w Parczewie rozpoczęły kolejna walkę o podwyżki. Domagają się dla wszystkich po równo, czyli po 500 złotych.

Chociaż w puli proponowanej przez dyrektora szpitala na podwyżki dla pielęgniarek i położnych przeznaczone jest 300 tys. zł, to i tak pieniędzy jest za mało, by wszyscy byli zadowoleni. Według propozycji dyrektora najmłodsi pracownicy otrzymaliby 350 zł, by wyrównać ich płace z najniższą krajową, bo teraz zarabiają 1400 zł. Ci z dłuższym stażem dostaliby po 50 zł brutto podwyżki.

Na takie rozwiania nie zgadzają się związki zawodowe. W tym roku już cztery razy podejmowano próby by wynegocjować jak najlepsze rozwiązanie, ale wszystkie rozmowy kończyły się fiaskiem.

Wszystkim po równo

– Od początku proponowałam, by wszyscy dostali po równo – mówi Grażyna Sutryk, przewodnicząca parczewskiego oddziału Ogólnopolskiego Związku Pielęgniarek i Położnych. Dodaje, że kwota podwyżki miałaby wynieść 500 zł. – Propozycja dyrektora naprawdę nie zachęca do pracy. 50 zł, albo do widzenia. Uważam, że w pełni zasługujemy na te pieniądze. Nie możemy się zgodzić na takie rozbieżności, bo skłóciłoby to załogę, a przecież nie o to nam chodzi – mówi przewodnicząca. Zaznacza, że większość personelu ma tytuł magistra, niektórzy są po licencjacie. – U nas młoda pielęgniarka dostanie 1400 zł, dlatego dziewczyny uciekają chociażby do Lublina. Tam dostają niemal drugie tyle. Według mnie szpital ma możliwości finansowe, by każdej z nas dać po 500 zł. Będę o to walczyć, bo taka jest moja rola - zapewnia Sutryk.

Związkowcy zarzucają dyrekcji brak polityki kadrowej, a co za tym idzie i finansowej. Gdyby systematycznie, nie czekając na protesty każdego roku dyrekcja podnosiła pensje, dzisiaj nie byłoby takiego problemu. Ostanie podwyżki były 2 lata temu, wtedy młodsze pielęgniarki dostały 100 zł, starsze po 50 zł. Protestujący chcą, by ich doświadczenie zawodowe i kwalifikacje w końcu zostały docenione. Czy jednak jest to możliwe?

Nie mamy takich pieniędzy

– Potrzebujemy rozwiązań systemowych. Szpitale wojewódzkie mogą sobie pozwolić na wyższe wynagrodzenia, jednak takie małe powiatowe, jak nasz, nie dysponują takimi funduszami. Przez lata wychodziliśmy z długu, teraz jest dobrze, ale spełnienie tych żądań wpędziłoby nas w kolejne kłopoty – tłumaczy Janusz Hordejuk, dyrektor parczewskiego szpitala. Dodaje, że związki chcą większych podwyżek dla najstarszych stażem pracowników, jako dyrektor chciałby dać pieniądze najmłodszym, by zachęcić ich do pracy i pozostania w tym szpitalu. – Cały czas jest rotacja. W tej chwili zatrudniamy 170 pielęgniarek i położnych, braków kadrowych nie ma i ciągle nowe osoby składają podania do pracy. Naprawdę uważam, że za mało zarabiają, ale nie położę szpitala na łopatki – tłumaczy dyrektor.

W związku z tym, że nie udało się osiągnąć porozumienia i rozmowy zostały zerwane, pielęgniarki i położne w oficjalnym piśmie zwróciły się o pomoc w negocjacjach z dyrekcją do o starosty parczewskiego.

– Dopóki nie wysłuchamy obu stron, nic nie jestem w stanie powiedzieć – mówi Adam Domański, wicestarosta parczewski. Spotkanie zaplanował na 29 maja. – Nie możemy jako starostwo niczego narzucać dyrektorowi. To on odpowiada za finanse szpitala. Skoro jednak związki chciały, to włączymy się do tych rozmów – dodaje wicestarosta.

Żeby spełnić żądania związkowców, dyrektor potrzebowałby grubo ponad 2 mln złotych, na co, jak twierdzi w tej chwili, szpitala nie stać. Co uda się wynegocjować i na jakich zasadach i czy zostanie podpisana ugoda, w tej chwili nie wiadomo. Gdyby udało się podpisać protokół rozbieżności pielęgniarki i położne mogłyby wejść w spór zbiorowy, albo rozpocząć strajk. Brak protokołu związuje protestującym ręce. Nasuwa się wiec myśl, że zrywanie rozmów jest celowe.

Kategoria: 
Żródło: 
http://slowopodlasia.pl