Busem na porodówkę

Anna Chwalczuk chciała rodzić w parczewskim szpitalu. Ale nie chcieli tego lekarze. Ku jej zdumieniu, odesłali ją do Lublina. Kobieta opowiada jak to z kilkucentymetrowym rozwarciem telepała się busem na poród. Za sanitariusza robił jej mąż...

Kobieta mieszka w Horodyszczu, gm. Wisznice. Niecierpliwie czekała na mające przyjść na świat czwarte dziecko. Była spokojna o zdrowie noworodka, gdy niespełna dwa tygodnie temu z bólami porodowymi trafiła do parczewskiego szpitala. Nawet przez myśl jej nie przyszło, że może się tak zawieść na lekarzach z tej placówki.
Z oddziału ginekologiczno-położniczego wypisana została już następnego dnia po przyjeździe.

Z wadą serca do Lublina

– Lekarze poradzili mi, żebym pojechała do szpitala w Lublinie. Uznali, że ze względu na moje schorzenie, czyli wadę serca, tam będę miała lepszą opiekę. Byłam zszokowana – opowiada Chwalczuk.
Decyzja lekarzy była tym bardziej niezrozumiała, że kobieta nie czuła się na siłach, aby opuszczać szpital. Jakikolwiek szpital.
– Miałam cztery i pół centymetra rozwarcia. Dlatego poprosiłam lekarzy, żeby zawieziono mnie do Lublina karetką pogotowia. Bałam się, że w każdym momencie mogę urodzić. Niestety, odmówiono mi – opowiada 25-latka, do dziś wstrząśnięta zachowaniem medyków.

NA PORÓD W OBSTAWIE MĘŻA

Zamiast karetki, ktoś z pracowników szpitala zadzwonił po męża pani Anny. To on miał podczas podróży sprawować opiekę nad ciężarną. – Nie mieliśmy wyjścia. Pojechaliśmy busem do Lublina. Podczas jazdy bóle porodowe się nasiliły. Zaczęły odchodzić wody płodowe. Nieźle się wystraszyłam. Myślałam, że urodzę w samochodzie – wspomina kobieta.
Po ponad godzinnej jeździe dotarli do Szpitala Klinicznego nr 4 w Lublinie. Kilka godzin później pani Anna urodziła syna. – Lubelscy lekarze byli mocno zdziwieni, że w takim stanie sama do nich przyjechałam. I że ktokolwiek myślący mógł wypuścić mnie ze szpitala na autobus. Dzięki Bogu, że dziecku nic się nie stało i poród był szczęśliwy – cieszy się Chwalczuk.

NIE BYŁO AKCJI PORODOWEJ

Nic dziwnego, że kobieta ma olbrzymi żal do parczewskich lekarzy. No bo przecież narazili zdrowie jej oraz dziecka na niebezpieczeństwo. – Nie jestem bogata, ale uważam, że powinnam być traktowana tak jak inne kobiety w ciąży. Poza tym, nie po raz pierwszy byłam pacjentką oddziału położniczo-ginekologicznego w Parczewie.

Artykuł pochodzi z strony www.slowopodlasia.pl

Komentarze

Parczewski szpital już od dawna jest słynny na całą Polskę. Niestety od tej niedobrej strony. Niekompetencja lekarzy i przedmiotowe traktowanie pacjentów jako zła koniecznego to "wizytówka" parczewskiej placówki. Nie od dziś parczewiacy wybierają się na leczenie specjalistyczne do Lublina, Białej Podl., czy Radzynia. Aby jednak móc się komfortowo leczyć potrzebne są pieniądze, a w niektórych przypadkach dodatkowym czynnikiem decydującym o powodzeniu leczenia jest czas. Co jednak zrobić, gdy ani jednego ani drugiego nie mamy w nadmiarze a jedyną alternatywą pozostaje "leczenie" w parczewskim szpitalu ???