SPZOZ przegrywa w sądzie.

O parczewskim szpitalu mówi się coraz gorzej i nic by na to nie wskazywało aby to się zmieniło. Niedawno osądzono lekarzy z naszej kliniki o tragiczną śmierć 66-letniego pacjenta SPZOZ. Tragiczne wydarzenia miały miejsca w 2002 roku kiedy to Piotr K. z Okalewa w gminie Milanów startował na radnego. Piotr skarżył się na ostre bóle brzucha , wyładował w szpitalu w Parczewie. Lekarze wystawili diagnozę – kolka nerkowa oraz kamienie w przewodzie moczowym.
- Ordynator i lekarz dyżurny kazał przynosić ojcu piwo. Na początku przynosiłam piwo bezalkoholowe. Tata bardzo wymiotował. Lekarze stwierdzili, że piwo alkoholowe na tę chorobę będzie lepsze. Przyniosłam kilka butelek. Tata pił i biegał po schodach. Po kilku dniach, po nocy już się nie wybudził - wspomina córka Izabela Kopiś.
Nieprzytomnego Kuniewicza jeszcze tego samego dnia przewieziono do szpitala w Białej Podlaskiej. Tam zrobiono tomografię komputerową jamy brzusznej. Diagnoza była natychmiastowa. Pęknięty tętniak. Potrzebna była endoproteza. Bialscy lekarze nie byli przygotowani na taką operację, bo nikt z parczewskiego szpitala ich nie uprzedził. Chorego natychmiast przewieziono do szpitala w Lublinie. Zmarł na stole operacyjnym.
- Przypadek taty opisała ogólnopolska gazeta. Minister zdrowia zażądał wyjaśnienia sprawy. W tamtym roku komisja badająca ten przypadek orzekła, że nie ma winnych. Tłumaczenie było takie, że zaawansowanie choroby było tak duże, że szanse na przeżycie taty były praktycznie zerowe. Lekarze parczewscy nie ponoszą winy - opowiada córka zmarłego.
Sprawa uznana by była za skończoną gdyby nie żona zmarłego. Wspólnie z dziećmi założyła sprawę przeciwko SPZOZ w Parczewie. Zażądała odszkodowania dla siebie i dzieci oraz renty dla dzieci i zwrotu kosztów pogrzebu. Tydzień temu w Sądzie Okręgowym w Lublinie zapadł wyrok. Sędziowie uznali, że śmierci Kuniewicza winni są lekarze. Firma ubezpieczeniowa szpitala zapowiedziała już złożenie apelacji. Apelację złoży też parczewski SPZOZ.
Dlaczego? - Szpital jest ubezpieczony od takich wypadków. Nie mnie rozstrzygać, czy wina leży po stronie lekarzy. Czy w tym przypadku zostało wszystko zrobione, żeby uratować ludzkie życie. Trzech biegłych wydało w tej sprawie trzy różne opinie. Sąd niewątpliwie wziął pod uwagę nieszczęście rodzinne. My możemy tylko nad tym ubolewać. Jeżeli chodzi o stronę medyczną nie czujemy się winni, bo nie nastąpił błąd w sztuce. Co do odszkodowania osób, które czują się pokrzywdzone w tym przypadku, decyzje leżą po stronie firmy ubezpieczeniowej - stwierdza Jerzy Szubstarski, dyrektor szpitala.